Po Świętach wzięla mnie ochota na jakies fajne sniadanie. Mało mi było:) Przeglądając książkę Nigelli "Jak być boginią domową (a co?! nie mogę) wpadłam na te buleczki i to czuję, że wpadłam po uczy, bo bułeczki pyszne i nieskomplikowane. Zapachem i smakiem troche jeszcze nawiązują do bożonarodzeniowej konwencji. Polecam!!!
Moje proporcje sa dwukrotnie mniejsze niż Nigelli, a blaszka ma 20 cm bok
300 g mąki (u mnie chlebowa, bo innej nie mialam)
50 g cukru
szczypta soli
ok 10 g suszonych drożdzy(albo ok. 20 g świeżych - wtedy robimy zaczyn. )
50 g masła
200 ml mleka 1 jajo
nadzienie:
75 g miękkiego masła
75 g cukru
łyzeczka albo półtorej cynamonu
rozbełtane jajo do posmarowania
Mieszamy w misce mąke, cukier, drożdze i sól. Topimy masło. W
drugiej misce mieszamy jajo z mlekiem i wlewamy tam roztopione
masło, Mieszamy trzepaczką. Dolewamy do sypkch składnikow i
pozwalamy mikserowi z hakiem wyrobic ciasto, ewentualnie
wyrabiamy ja sami. Ja musiłama jeszcze ze 2 łyzki mąki dosypac.
Ciasto w miare formujemy na kształt kuli i wkładamyam do miski
wysmarowanej oliwą. Ostawiamy na ok 30 minut.
Po tym czasie 1/3 ciasta wygniatamy spód blaszki wyłożonej
papierem do pieczenia.
Reszte ciasta wałkujemy na prostokąt.
Nadzienie miksujemy i smarujemy nim ciasto. Zwijamy wzdluż
krótszego boku i kroimy na 2 cm kawałki. Układamy je na blaszce
(ja bokami z nadzieniem do góry) , smarujemy rozbełtanym jajkiem
i odstawiamy jescze na ok 15 minut. Piekarnik nastawiamy na 230
stopni i pieczemy ok 20-25 minut. Kładziemy na kratke odrywając
pospiesznie jeszcze ciepły kawałek. Smacznego!